piątek, 28 sierpnia 2015

Od Lunsaris cd Daimona

Po tym, jak Anubis zaproponował mi posadę Egzorcysty i jak na razie miałam zapewniony dach nad głową, ba, nawet swego rodzaju rodzinę, postanowiłam pozwiedzać. W sumie nie było takiej potrzeby, układ lokacji na terenach watahy poznałam lecąc w jej kierunku niemniej jednak chciałam się przejść. Dawno już nie żywiłam się niczym i nie pogardziłabym nowym zastrzykiem energii. Ruszyłam więc wgłąb lasu, w poszukiwaniu małego zwierzątka, by je złapać i zabić swoją metodą. 
Niedawno padał deszcz, czułam wilgoć uderzającą w moje łapy, która niewątpliwie pochodziła z runa leśnego. Zwykle przemieszczałam się w powietrzu, podobnie jak Delilah, który gdzieś tam krążył nad moją głową. Chciałam do niego dołączyć, bo uczucie mokrego podłoża szczerze mnie irytowało. Rozkładałam już skrzydła, kiedy aż nazbyt sympatyczny głos rzucił w moim kierunku słowa powitania. Zignorowałabym go, ale nie chciałam na samym starcie nowego życia zniechęcać wszystkich do siebie, więc powoli złożyłam skrzydła i niechętnie odwróciłam się do przybysza. Odpowiedziałam mu na przywitanie. W jego sierści były liście i kilka drobnych gałązek, chyba własnie wyskoczył z krzaków. Tego jeszcze brakowało. Śledził mnie? 
Zagwizdałam cicho i na moim wpół rozłożonym skrzydle wylądował Delilah, sporych rozmiarów czarny feniks, dokładnie w momencie,, w którym u boku basiora pojawił się wyrośnięty jednorożec.
- Dla własnego dobra radzę ci zaprzeczyć stwierdzeniu, że mnie śledziłeś. - mruknęłam obojętnie, swoimi lodowatymi oczami wpatrując się w jego ślepia. Mój wzrok jak zwykle był bezwzględny i twardy, nie potrafiłam tego zmienić, a naprawdę mało kto wytrzymywał taki sposób patrzenia. - Jestem Lunz. - zdobyłam się na cień uśmiechu. - A to Delilah, w naszym języku Zguba.

Daimon?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz